Każdy z nas ma jakieś marzenia i większość chciała by chociaż raz wyjechać na większą wycieczkę, podczas całego swojego życia. Wszyscy mamy swoje wymarzone rejony i chcielibyśmy udać się w miejsce, które z jakiegoś powodu siedzi w nas i jest zakorzenione w sferze naszych najskrytszych marzeń. Takim miejscem są dla mnie Stany Zjednoczone, o których marzę dość mocno od dzieciństwa. To właśnie wtedy na jeszcze czarno-białym telewizorze zobaczyłem pierwsze filmy tamtejszej produkcji i od razu spodobał mi się klimat tego miejsca. Były to co prawda westerny, gdyż w latach 90’s na kilku tylko dostępnych polskich kanałach, nie leciało nic innego, ale był to inny okres, niż teraz i wtedy nawet tego typu produkcje brakło się z pełną radością i zadowoleniem i oglądało z reguły do niedzielnego obiadu z całą rodziną. Z roku na rok moje marzenia o USA były coraz mocniejsze i w okolicach szkoły średniej, zacząłem się tylko bardzo mocno interesować. Kupiłem sobie z tego co pamiętam jedyną wtedy dostępną w polskich księgarniach mapę tego ogromnego kraju i kiedy moi rówieśnicy grali w piłkę, lub zajmowali się czymś innym na zewnątrz, ja miałem takie tygodnie, że studiowałem tylko i wyłącznie stan po stanie. Byłem mocno ciekaw, ile stanów jest w USA i jak się nazywają, oraz jakie miasta są w każdym z tych Stanów. Gdy przeglądałem tamtą mapę miałem ciarki na plecach. Cieszyło mnie to nie na żarty i już później, gdy skończyłem szkołę, a moja pasja wciąż trwała i rozrastała się w przód, a marzenia były coraz bliżej realizacji, zastanawiałem się, czy przypadkiem nie żyłem tam w poprzednim wcieleniu. Bo to przecież dziwne, że małe dziecko aż tak zainspirowało się tym tematem i odnalazło w nim aż tak bardzo siebie. Gdy dorosłem i rozwinął się mocno internet, zacząłem oglądać mnóstwo filmików dostępnych w sieci i interesować się prawie każdym z 50 stanów, które tworzą jedno, ogromne w swej powierzchni państwo. Wymarzyłem sobie może trochę pospolicie, że kiedyś, gdy już wyrobię wizę i będzie mnie stać, to przejadę z kimś bliskim drogę Route 66, czyli starą i kultową autostradę, która jest już jednak w wielu miejscach nieczynna. Ma ona swój start w Chicago, w stanie Illinois, a kończy się na starym moście w San Francisco, w stanie California. Droga ta ma całkowitą długość opiewającą w okolicach 3700km i można ją pokonać w kilka dni. Nikt się jednak z tym nie śpieszy i każda osoba planująca taki trip, stara się wziąć co najmniej 2 miesiące urlopu w pracy, lub nawet porzucić swoje dotychczasowe życie i pędzić za marzeniami, zatracając się w tym całkiem. Nie ma się co dziwić takiemu podejściu, gdyż wiele osób jest świadome jak kruche i krótkie jest życie i jak bardzo powinniśmy je brać garściami, by nie uciekło nam całkiem, a my nie byliśmy z niego wiecznie niezadowoleni. Najpiękniejszymi stanami USA są w moim odczuciu Arizona, Texas i Oregon, które to będę się kiedyś starał odwiedzić w pierwszej kolejności. A gdy już wystarczy pieniędzy i czasu, to zabiorę się za realizację kolejnych marzeń.